Wciągnięci w świat magii

poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział szósty

 Dom Kate i Lucasa był wielki, o kolorze mleka z kawą. Położony z dala od oczu wścibskich ludzi, a także hałasu wiejskich dróg, emanował ciszą i spokojem, nie pasującym do słonecznego Couren.
Dowiedziałam się od Kate, że ich ojciec m a własną firmę, dlatego stać ich na taki dom. O matce nic nie mówili. Za to wspomnieli o babci, chorej psychicznie kobiecie, zamieszkującej strych, specjalnie odremontowany na jej potrzeby. Podobno zaczęła mylić fikcję z rzeczywistością, więc trafiła do szpitala psychiatrycznego, a po dwóch latach ponownie zamieszkała w domu Silvernów.
Sama się zdziwiłam szczerością Kate, która bez żadnych zahamowań opowiadała mi o swojej rodzinie.
Jak gdyby nie poznała mnie dopiero pół godziny temu...
 W środku dom był równie wspaniały, co na zewnątrz. Urządzony nowocześnie, jednak z prostotą.
Kuchnia była jasna i dobrze oświetlona. Przy stole krzątała się niska kobieta. Jej owalną, piegowatą twarz okalały gęste i rude włosy. Może to ich mama?
Kate wciągnęła nosem zapach unosząc się w powietrzu, po czym wykrzyknęła radosnym głosem:
- Spaghetti! Redith, ja chcę duży talerz!
- Dobrze, a ty Lucasie? - zapytała, nie odwracając wzroku od parującego garnka.
- Ja też - odparł, ściągając trampki. - Mere, poznaj Caroline - wskazał na mnie, stojącą jeszcze w progu.    - Spotkaliśmy ją na moście, zje z nami.
Dziwnie się czułam, wchodząc nie tylko do ich kuchni, ale także w życie rodziny Silvernów, nawet nie wiedząc, kim jestem ja.
Redith, a może Mere spojrzała na mnie zdziwiona, po czym uśmiechnęła się niczym anioł. Kobieta zdecydowanie była śliczna, jak celtycka bogini.
- Dzień dobry - przywitałam się odpowiadając uśmiechem.
- Och, jestem Meredith, miło cię poznać - zawołała. - A teraz siadajcie, wasz tata zaraz przyjdzie. Co powiecie na mus czekoladowy na deser?
- Redith, mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham? - spytał Lucas, dobierając się do gorącego spaghetti. W niecałą minutę pozbył się połowy talerza.
- Mmm, pyszne - powiedział, przeżuwając makaron. Kate zaśmiała się, ja także, choć jeszcze niepewnie. Usiadłam obok dziewczyny, która już ze smakiem wcinała obiad. Po chwili i przede mną stanął talerz z parującym jedzeniem. Rzeczywiście pachniało równie dobrze, jak smakowało. Pochłaniając wszystko w niewyobrażalnie szybkim tempie, nie zauważyłam, że wszyscy przyglądają mi się ze zdziwieniem i niejakim  rozbawieniem. Gdy podniosłam oczy, wrócili do jedzenia, jednak na ich twarzach pozostały uśmiechy.
- O co chodzi?
- O nic, Caroline. Po prostu... strasznie szybko jesz - zaśmiała się Kate. Poczułam jak na policzki wkrada mi się rumieniec. No super, pomyślałam, ciekawe co sobie teraz o mnie myślą.
- Przepraszam...
- Nic nie szkodzi, chcesz jeszcze? - zapytała Meredith, biorąc ode mnie talerz. Pokiwałam głową i po chwili ponownie stanął przede mną pełen gorącego spaghetti. - Tylko zostaw sobie miejsce na mus.
- Dziękuję - mruknęłam, wlepiając wzrok we własne ręce.
- Hej, nie martw się -  zawołała Kate, ponownie ukazując białe zęby w uroczym uśmiechu. - Lucas jest czasami jeszcze gorszy.
- Racja - wtrąciła Meredith - jego brzuch to istna próżnia.
Teraz to Lucas się zaczerwienił.
Z przedpokoju dobiegł nas odgłos zamykanych drzwi i po chwili wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, o oczach równie zielonych, co u rodzeństwa. A więc to jest ich tata, pomyślałam. Wygląda na jakieś czterdzieści lat.
- Dzień dobry, proszę pana. Jestem Caroline - przedstawiłam się właścicielowi tego wspaniałego domu. Matthias Silvern spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Evenly...?



niedziela, 13 maja 2012

Rozdział piąty

Głód wyżerał mnie od środka. Dosłownie żywił się moimi wnętrznościami. Już od trzech dni nic nie jadłam. A dwie noce przespałam na niewygodnych ławkach. Ile jeszcze będę chodziła tak bez żadnego celu? Na razie wiedziałam tylko, że znajduję się w niewielkim miasteczku o nazwie Couren na północny zachód od Chicago.
 Po paru godzinach snu ruszyłam w stronę tego miasta, jednak nie zamierzałam się do niego udać. Przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. W wielkim mieście szybciej mogliby mnie złapać. Nie byłoby mowy o spaniu na ulicy. Za duże zagrożenie. Dlatego zostałam w Couren, czułam, że jest tu coś, co pomoże mi odnaleźć tożsamość i rodzinę. Jeżeli jeszcze jakąś miałam.
 Tak naprawdę wcześniej niewiele się nad nią zastanawiałam. Dopiero gdy znalazłam się na pustym moście, przecinającym wąską rzekę, zaczęłam myśleć się nad przeszłością. Wtedy też cały powstrzymywany strach, który ogarniał mnie za każdym razie, gdy zaczynałam myśleć, wylał się ze mnie w postaci potoku łez.
Weź się w garść, zganiłam się w myślach. Parę głębokich wdechów i wydechów pozwoliło mi się uspokoić.
- Może to miejsce coś mi przypomni - powiedziałam do siebie z nadzieją.
Caroline, ty już naprawdę świrujesz, zaśmiałam się w myślach. Jest już na tyle źle, że zaczynam gadać sama ze sobą.
Ponownie poczułam, że łzy napływają mi do oczu, jednak szybko je otarłam i rozejrzałam się.
Tafla wody skrzyła się w promieniach słońca, trawa tańczyła, poruszana przez wiatr. Wszystko, rzeka, drzewa, czyste niebo, a nawet spróchniałe deski mostu, na którym siedziałam, niezwykle kontrastowało z moimi emocjami. A ten obraz niczego mi nie przypominał.
Zamknęłam oczy i położyłam się, wkładając nogi do lodowatej wody. Nie wiedząc kiedy, zapadłam w głęboki sen.

- Przeklinam was, synów zrodzonych z tej ziemi. Przeklinam tą ziemię, która was zrodziła. Niech będą przeklęte i wasze dzieci, i wnuki wasze. Equiere dir, devon shireu im se oxes. Equiere uxi oxes, pineru dir shireun. Nerim teru equierem xem dire chidore, xem lenus dire! Ja... - resztę słów zastąpił dziki wrzask. Kobieta spłonęła, zostawiając po sobie jedynie proch, który szybko został zmieciony przez silny wiatr. Ludzie, którzy wcześniej domagali się śmierci, teraz zamilkli, tak jak zamilkła Elizabeth, gdy ogień dosięgnął jej twarzy...
Później były już tylko obrazy przedstawiające rzeź. Krew zalała wszystko, ciała trupów walały się po uliczkach. Były też cienie, przemieszczające się po ścianach i ziemi. I śmiech, ochrypły, przepełniający grozą i strachem nawet najdzielniejszych wojowników. Śmiech kobiety, która zapragnęła zemsty.

Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, prawie zderzając się z jakąś dziewczyną, która zaskoczona szybko odskoczyła ode mnie. Obok niej stał chłopak, bardzo podobny do dziewczyny. Zapewne bliźniaki, pomyślałam, zauważając coraz więcej podobieństw pomiędzy nimi. Oboje mieli ciemne włosy i zielone oczy, gęsto okolone długimi rzęsami. Ich ciała były równie szczupłe i wysokie. Różnili się jednak kolorem skóry. Dziewczyna była opalona - wyglądała jak modelka z południa. Zaś skóra chłopaka kolorem nie różniła się od mojej - była równie blada.
Wstałam i wytarłam dłońmi tył szortów, które otrzymałam w barze. Następnie poprawiłam włosy, które splątał wiatr. Dopiero wtedy ponownie spojrzałam na rodzeństwo, próbując zachować spokój, mimo walącego serca.
Pierwsza odezwała się dziewczyna:
- Przepraszam, nie chcieliśmy cię obudzić - powiedziała zakłopotana. - Myśleliśmy, że coś ci się stało i pomyślałam, żeby to sprawdzić, i wtedy się obudziłaś - dodała ze skruszoną miną.
- Dzięki za troskę, to miłe z waszej strony. Jak widać, nic mi nie jest - odparłam, uśmiechając się przyjaźnie. Miło było spotkać kogoś z kim mogło się wymienić parę zdań. Chociaż rozmowa z kimkolwiek mogła być niebezpieczna. Gdyby się dowiedzieli, że straciłam pamięć, to pewnie by zabrali mnie na policję lub do szpitala. A czułam, że wylądowanie w jakimś ośrodku dla młodzieży nie byłoby przyjemnym doświadczeniem. Wolałam sama przypomnieć sobie, kim jestem.
Rodzeństwo spojrzało po sobie niepewnie. Nie powiem, zaniepokoiło mnie to na tyle, że nawet nie spytałam głośno, dlaczego się tak na mnie gapią. Jednak chłopak szybko odpowiedział na te niewypowiedziane pytanie.
- Wiesz, jak przyszliśmy mówiłaś coś przez sen...
- I woda jakoś tak... wznosiła się wokół ciebie - zakończyła jego siostra.
- Aha - odparłam tylko, choć czułam, jak skręcają mi się wnętrzności... I wtedy zaburczało mi w brzuchu, wywołując to śmiech nie tylko mój, ale i także zielonookich.
- Chyba zgłodniałaś. Wpadniesz do nas na obiad? - Zapytała dziewczyna, szczerząc zęby w uroczym uśmiechu.
- Nawet mnie nie znacie - odparłam speszona.
- Jak masz na imię?
- Eee... Caroline .
- No i widzisz, już cię znamy! - Zawołała ze śmiechem. - Ja jestem Kate a to Lucas - dodała, kłaniając się teatralnie. Lucas uśmiechnął się tylko i skinął głową.
- Jej... dziękuję.
Spojrzałam na nich z wdzięcznością. Oni ratują mi życie, pomyślałam. Ale muszę uważać, by się nie dowiedzieli o moich problemach. Chyba nie mogę im jeszcze na tyle zaufać. A to co powiedzieli... czy mówili prawdę? Chyba tak, nie mieliby po co kłamać. Jednak to takie dziwne. Najpierw ten ogień, teraz woda i te gadanie przez sen... Chyba naprawdę wariuję.
- Pośpieszmy się, bo jeszcze obiad wystygnie - powiedziała Kate z entuzjazmem, idąc w stronę ścieżki. Lucas prychnął, obrócił oczami i ruszył za siostrą. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść z nimi.

wtorek, 1 maja 2012

Rozdział czwarty

W barze "Bermet" cuchnęło dymem papierosowym, unoszącym się nad stolikami z ciemnego drewna, a także nad starym barem, za którym stała znudzona kobieta. Ruch tutaj był niewielki, przynajmniej w tym dniu, więc gdy weszłam, a drzwi zatrzasnęły się za mną, od razu zwróciłam na siebie uwagę wszystkich klientów. Niepewnie ruszając przed siebie, czułam na sobie około dziesięciu par oczu, które bezczelnie szacowały moją osobę. Gdy usiadłam przy barze wszystko wróciło do normy i ponownie bar wypełnił się odgłosami rozmów.
- Podać ci coś, młoda? - Spytała blondynka, stukając długimi tipsami o czarny blat. Uśmiechnęłam się blado i skinęłam głową.
- Proszę wodę niegazowaną - odpowiedziałam ochrypłym głosem. Mój wzrok padł na jasne włosy barmanki i zaczęłam się zastanawiać czy są farbowane... Jakbyś nie miała ważniejszych rzeczy na głowie, skarciłam się w myślach. Na przykład, co ze sobą teraz zrobisz.
- Nie jesteś stąd, prawda?
Przytaknęłam, zaskoczona a zarazem szczęśliwa, że blondynka nawiązała ze mną rozmowę. Jeszcze szczęśliwsza byłam, gdy postawiła przede mną szklankę wody, do której włożyła dwie kostki lodu. Upiłam łyk chłodnego napoju i westchnęłam. Woda była jak balsam dla moich spragnionych ust i wyschniętego gardła. Nie piłam odkąd obudziłam się w domu kobiety, od której uciekłam.
- Nie jestem - odparłam. - Aż tak to widać?
- No taak... - powiedziała powoli. - Jeżeli chcesz to u góry jest pokój z łazienką. Możesz się wykąpać i przebrać - dodała speszona. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie jej propozycja, jednak gdy już weszłam po schodach do niewielkiego pokoiku, wiedziałam co miała na myśli, proponując mi kąpiel. Cała byłam umorusana sadzą, kurzem i ulicznym pyłem. Moje ubrania w paru miejscach były poszarpane, a włosy skołtunione. To by tłumaczyło zachowanie ludzi, którzy mnie ignorowali, pomyślałam z rozbawieniem. Bo trzeba przyznać, że wyglądałam naprawdę zabawnie. Powiedziałabym nawet, że żałośnie prezentowałam się w czystym pomieszczeniu. Nie chcąc nadużywać gościnności barmanki, wzięłam szybki prysznic, dokładnie szorując całe ciało. Następnie nałożyłam błękitny szlafrok i wyjęłam z szafki grzebień. Włosy rozczesałam z trudem, wyrywając przy tym parę blond kosmyków. Jednak po dokładnym wysuszeniu ich, okazały się naprawdę ładne. Twarz również prezentowała się dość przyjemnie w jasnym oświetleniu. Gdy wyszłam, na krześle czekały na mnie czyste ubrania, a na stoliku stał kubek gorącej czekolady. Przebrałam się z przyjemnością wkładając krótkie szorty i cienką podkoszulkę. Te ubrania, w porównaniu do ciemnych dżinsów i bawełnianej koszuli, które nosiłam wcześniej, były o wiele odpowiedniejsze na klimat tego miasteczka. Chwyciłam kubek i ostrożnie, by nie wylać jego zawartości, zeszłam z powrotem do baru i ponownie siadłam przy ladzie.
- Bardzo  pani dziękuję, nawet nie wiedziałam, że jestem aż tak brudna - szepnęłam do barmanki.
- Nie ma za co. Teraz wyglądasz o wiele lepiej - uśmiechnęła się, ukazując rządek białych zębów. - I nie żadna "pani" tylko Sophie - dodała puszczając mi oczko.
- W takim razie, dziękuję, Sophie. Jestem Caroline - przedstawiłam się imieniem, które zdążyłam wymyślić podczas kąpieli. Tak samo, jak całą nową osobowość. Trzeba być ostrożnym, nie?
Po kolejnych minutach spędzonych na rozmowie z Sophie, opuściłam bar jako Caroline Cameron. Wtedy nie wiedziałam, że po raz ostatni widziałam tą uroczą blondynkę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ha ha ha. Szlaban na wieczność, czyli wchodzę tylko wtedy, gdy ktoś zostawi otarty komputer / laptop.  To pisałam na szybko, więc wybaczcie błędy. Tata bardzo nie lubi, jak tykam jego skarb. ;___;
W każdym razie zastanawiam się teraz, co napisać dalej, nie gubiąc wątku z czarownicą. będę musiała troszeczkę pokombinować, co nie zawsze mi wychodzi na dobre. Na razie to włóczę się po domu od czasu do czasu odwiedzając koleżankę w szpitalu. A w poniedziałek ponownie do szkoły... Jeszcze tylko 2 miesiące, trzeba wytrzymać. c: